Rzucić to, psia mać i wyruszyć jak Gauguin?
Dorosłym często zarzuca się, że utracili marzenia, że nie potrafią już marzyć jak kiedyś, tak jak dzieci. Że nie potrafią się tak cieszyć jak one, ani tak się bawić. Czyżby? Dorosłym wystarczy dawka alkoholu a okazuje się, że pamiętają wszystko i umieją jeszcze więcej.
Jeśli to nie problem utraty pamięci, to czego?
Z drugiej strony mówi się o wiecznych marzycielach, o ludziach bujających w obłokach oderwanych od rzeczywistości, nieodpowiedzialnych, niedorosłych. Czyż nie takie właśnie są dzieci?
No to konsekwentnie – chcemy by dorośli byli jak one, czy nie?
Chcemy, by byli odpowiedzialni, przewidujący, zaradni, opiekuńczy, współczujący, niezawodni, pomagający, z umysłem szerokim i umiejącym kojarzyć fakty, dobrze oceniający sytuację, ryzyko, umiejący planować, dostosować się, w odpowiednim momencie zawalczyć i odpuścić, gdy potrzeba, rozumieć czym jest historia, ciągłość, nieuchronność, refleksja. Wymieniać dalej? Chyba, wystarczy. Tego nie mają dzieci. To nabywamy z wiekiem. Zmieniamy się, bo na tym polega dorastanie i dojrzewanie. Zmieniają się też nasze potrzeby, priorytety i marzenia. One nie znikają. Niektóre stają się już nieważne, inne mniej lub bardziej dobrowolnie chowamy do szuflady. Czasem na zawsze, czasem na jakiś okres, bo taka jest też rola marzeń zachowanych. Życie jest ciągłą zmianą i marzenia też powinny się zmieniać. Nie tylko w treści, ale co ważniejsze w roli.
To co napędza dzieci i młodzież, dorośli kierują na inną ścieżkę. To oczywiste. Tu nie pamięć zawodzi. Zawodzi realizacja.
Wchodzimy w tempo życia jakie narzucają nam inni i tracimy zdolność długoterminowego planowania. Wszystko przecież wokół ma krótki termin przydatności. Nawet przyroda w naszym klimacie podzieliła rok na cztery części. Z wszystkim trzeba się spieszyć, więc nie marzymy, a realizujemy zadania, albo zaspokajamy krótkoterminowe potrzeby. Tymczasem marzenia wymagają czasu, ciągłości, cierpliwości, zwykle dużego nakładu pracy, zaangażowania i … co chyba najtrudniejsze, dobrej znajomości siebie i otoczenia w którym mają zaistnieć. Mówię o marzeniach, nie o mrzonkach czy chwilowych porywach serca.
Jeśli nie znam siebie nie mam tym samym narzędzi, którymi mogę się posługiwać. Jeśli nie znam swoich silnych i słabych stron, jeśli nie znam swoich emocji, czyli nie znam siebie wewnętrznie, polegnę w najsłabszym ogniwie, jak przysłowiowy łańcuch. Realizacja marzeń legnie w gruzach i pozostanie frustracja i wycofanie. Dobrze, jeśli tylko tyle. Nie za wiele jest osób, które po upadku, podnoszą się (jak dziecko, a niechby i z płaczem) a po otarciu łez wyciągają wnioski (już nie jak dziecko) i próbują ponownie, ale inaczej. Tacy swe dorosłe marzenia zwykle realizują, ale do tego trzeba ups… mozolnej pracy. Nie chodzi przecież o to, by rzucić wszystko co się już zdobyło, ale wpleść marzenia w obecną rzeczywistość. Marzenia ma każdy. Nie mam co do tego wątpliwości. Tylko niewielu umie je zwerbalizować. Opisać tak, by było wiadomo czego chcą i co ich uszczęśliwi. Większość nie podejmuje nawet próby stworzenia takiego obrazu. Łatwiej powiedzieć: ja nie mam marzeń. Jest tyle wzorów, gotowych schematów, które można znaleźć, podpatrzeć, stosować i czerpać z tego radość, ale… czy to nie jest tak, że przez wbijanie nam do głów, iż wszyscy jesteśmy wyjątkowi, koniecznie chcemy być „nad”, a przez to nie jesteśmy „pod” nawet w połowie?
Zwyczajność stała się unikatem? Bingo!No to już mamy drogę wyjścia.

Paul Gauguin, Skąd przyszliśmy? Kim jesteśmy? Dokąd idziemy? – obraz namalowany w latach 1897–1898, na Tahiti
Podobne KROPLE
Pastele w rękach AI
No i zaczęło się. Szczególnie po północy, gdy duchy otwierają oczy. Budzą się…
Ukradkiem
Czy to tylko radość chwili, zbieranie śmietanki z brzegu filiżanki?
Stopami w teraźniejszości
Gdy dotykam przedmiotów, gdy przekładam rzeczy, gdy wykonuję zwykłe fizyczne…