Obudzona własnym śmiechem
Gdy śnię
Uwielbiam te chwile, gdy we śnie zwijam się ze śmiechu. Komiczna sytuacja zwykle trwa chwilę, na tyle długą jednak, by mój własny śmiech mnie obudził. Zawsze zastanawiam się jak wyglądam w takim momencie, bo budzę się uśmiechnięta, z ciałem wstrząsanym głośnym śmiechem w moim śnie, ale stłumionym w rzeczywistości. Czy chichoczę przez sen? Czy zwijam się, łapiąc za brzuch, albo tupię? Macham rękoma? Budząc się czuję, że moje całe ciało się jeszcze skręca ze śmiechu, brzuch trzęsie się, płuca łapią powietrze. Jestem rozbawiona i ten stan wcale nie mija wraz z nadchodzącą rzeczywistością. Trwa nadal, choć zwykle szybko ucieka mi wyśniona scena, z której tak zrywałam boki. Choć bardzo chcę ją zapamiętać, ona ucieka skutecznie. Przyklejony uśmiech nie schodzi jednak z twarzy, gdy muszę wstać, a i rzadko znika w ciągu dnia.
Jak wiele osób budzi się ze śmiechu?

Jak działa mój umysł, że mimo nieradosnej codzienności potrafi rozbawić mnie w nocy i doprowadzić do takiej wesołości? Nie zdarza się to często, ale wcale częściej nie musi. Raz na jakiś czas wystarczy, by dać potężną dawkę optymizmu i siły, by się oczyścić, strząsnąć stresy i lepiący się serca ból patrzenia na krzywdę najbliższych mi ludzi.
Za to go kocham. Za to, że mnie podnosi. Że potrafi codziennie rano wsłuchiwać się w trele wróbli, wypatrywać odlatujące ptaki, cieszyć się widokiem nietoperza krążącego przed domem, rosnącą trawą i deszczem, po to, by móc znosić codzienne cierpienie dwojga starych, największych moich przyjaciół. To nie jest łatwe. Jednak cokolwiek się przytrafia, jakkolwiek trudne są chwile, mój umysł powoli, z mozołem podnosi mnie z kolan, ociera łzy w twarzy, wyprowadza z chaszczy na ścieżkę i popycha lekko, mówiąc Idź dalej. Idź i zobacz jaką masz przestrzeń. Masz czym oddychać. Popatrz tylko przed siebie! A potem, gdy już jestem w stanie złapać oddech, dostrzegam kilkoro moich najbliższych przyjaciół, którzy idą obok. Są, nadal idą ze mną, jak te wilki na śniegu.
Ten nocny śmiech, ta radość wyrywająca się chyłkiem, to hołd im złożony. Dzięki nim budzenie się nie boli. Potrafi być radością, bo jeszcze jeden dzień jest nam razem dany. Znów o jeden więcej.
Dziękuję Ci umyśle. Dziękuję wam, moi przyjaciele.
Podobne KROPLE
Stopami w teraźniejszości
Gdy dotykam przedmiotów, gdy przekładam rzeczy, gdy wykonuję zwykłe fizyczne…
Spojrzenie przez mgiełkę dymu
Uwielbiam La Voyage De Penelope (Air). Jej dźwięki drażnią zmysły. Zabrzmiała…
Żyć organoleptycznie
Jak często widzicie kogoś, kto z uwagą podnosi seler, czy buraka i po…