E=mc2 w krzewach
Dlaczego nie piszesz? – usłyszałam . Kiedy z końcem lutego wróciłam z łysej, choć i tak mocno zazielenionej Fuerteventury, weszłam do mojej szarej codzienności i … utknęłam.
Miałam wrażenie, że wszystko się mnie czepia, haczy, włazi pod nogi, blokuje, trzyma na uwięzi. Po miesiącu szarpaniny, poddałam się. Którędy do wyjścia? – pomyślałam spoglądając na poszarpane nogawki spodni i podartą w tej walce kurtkę. Zimno, szaro i wszędzie te same bezlistne krzewy. Jedyne, co tłukło się w głowie, to uciekać z tego mrocznego miejsca. Tylko jak, skoro ruszyć się nie mogę? W którą stronę? Niebo od miesiąca zasnute chmurami, że kierunek świata trudno określić.
Gdy tylko dzień robił się nieco jaśniejszy rozplątywałam chaszcze i przedzierałam się kawałek przed siebie. W ciemne dni kuliłam się i zostawałam w miejscu, starając się zachować ciepło i choć strzępy pogodnych myśli. Obawiałam się, że utknęłam na dłużej. Zły czas ma zazwyczaj pewną zaletę. Mija.
W końcu rozjaśniło się i ociepliło. Ruszyłam znów powoli przed siebie. Usłyszałam śpiew ptaka i podniosłam wzrok. Gdy okrutne chaszcze skończyły się wreszcie stanęłam na skraju polany z pięknie zieleniejącym się drzewem, zboczem i mieniącą się w oddali wodą. Nabrałam powietrza do płuc. Będę żyć! Westchnęłam z zadowoleniem i poczułam, że się uśmiecham. Nadeszła wiosna. Wreszcie.

Wtedy usłyszałam za sobą szelest kroków i obróciłam się zaciekawiona. Za mną z krzewów wyszedł zamyślony Einstein. Wyjął fajkę z ust i jakby nigdy nic powiedział – Są dwie drogi, aby przeżyć życie. Jedna to żyć tak, jakby nic nie było cudem. Druga to żyć tak, jakby cudem było wszystko. Moje zadziwienie sprawiło, że uśmiech zastygł mi na ustach. Einstein rozejrzał się po okolicy, przyjrzał się chwilę mojej twarzy i wreszcie rzekł jakby do mnie i do nikogo zarazem.
– Najpiękniejsze na świecie, jest pogodne oblicze
Nie uśmiechał się, ale jego oczy się uśmiechały rozjaśniając całą twarz. Staliśmy tak przez chwilę, z pogodnymi obliczami, przypatrując się okolicy. Wreszcie Einstein pyknął z fajki niebieskawy dymek, obrócił się i bez słowa, niczym zjawa zniknął w krzewach.
Stałam chwilę osłupiała, po czym usiadłam pod wielką sosną i się zadumałam. Przypomniałam sobie jeszcze jedną jego myśl: Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie.
Quo vadis? szepnęłam, patrząc w otwartą przede mną przestrzeń.
Podobne KROPLE
Stopami w teraźniejszości
Gdy dotykam przedmiotów, gdy przekładam rzeczy, gdy wykonuję zwykłe fizyczne…
Spojrzenie przez mgiełkę dymu
Uwielbiam La Voyage De Penelope (Air). Jej dźwięki drażnią zmysły. Zabrzmiała…
Żyć organoleptycznie
Jak często widzicie kogoś, kto z uwagą podnosi seler, czy buraka i po…